Dziewięćdziesiąt i pół

A teraz wyobraź sobie, że znów lądujesz w połowie lat dziewięćdziesiątych. W MTV jeszcze puszczają muzykę, nocami na parkiecie królują biodrówki i bluzki z odsłoniętymi brzuchami, na solarium może się zgodnie z prawem grillować nawet dwunastolatka, a wyskubane do granic możliwości brwi są oznaką postępu i bycia na bieżąco z najnowszymi trendami modowymi.

Jeszcze nikt nie gnije z białych kozaczków, butelka podłego piwa to koszt poniżej złotówki, a w marketach da się kupić za 6zł dwa kilo parówek, w których zawartość mięsa sięga zawrotnych pięciu procent.

Nie ma już wnerwiającej baby z pszyry, ale jest wicedyrektorka od urządzeń gastronomicznych, co powiedziała o rysunkowym schemacie budowy silnika, że takie motylki to raczej na łące, a nie na sprawdzianie w uzwojeniu wilka. I na technologii udaje się wywołać pierwszy pożar w misce, a zjeżdżalnia zbudowana na wodzie z wyparzanych jaj nawet jeszcze nie powstała.

Parkiet jeszcze nie został zarzygany, czarne noce nie stały się białymi, wytarte do granic możliwości na taśmie, nagrane gdzieś z radia „Do the Rambo” dopiero zwiastuje zachłyśnięcie się Westbamem. Nie ma bolących kolan i gruzu w stawach, ale jest bolący łeb i piach pod powiekami. Są obsługiwane nocne imprezy w białych koszulach tak przepoconych, że nawet pralce odbija się, gdy po kolejnym weselu trzeba w niej upchać przemoczone ciuchy. Pięćdziesiąt złotych to całonocna impreza ze śniadaniem w najpodlejszej kebabowni, dwa mega Internetu dzielić trzeba z całym blokiem, a najciężej pracującym zwierzem w domu jest Osiołek dosysający ostatnie kawałki ruskiej kinówki hollywoodzkiego hitu z japońskimi napisami i niemieckim dubbingiem.

I nie było jeszcze telefonu „cześć Emilu, tu mama xxx, chciałam cię tylko poinformować, że xxx nie żyje”.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *